Ladies and Gentlemen. Na naszych oczach rodzi się historia. Właśnie rozpoczął się początek końca prohibicji. Wydaje się, że wszystko już na ten temat powiedziano, ale czy na pewno? Korzystając z okazji i ja coś napiszę. Przypomnijmy krótko co już zostało powiedziane:
- karanie nie zwalcza nałogów
- nie należy karać tylko edukować
- młodzi ludzie nie mają perspektyw
- duży jestem i moja sprawa robię ze swoim życiem
- tylko mafie się bogacą
- jak zalegalizujemy, to ludzie się uzależnią
- trzeba chronić dzieci przed dostępem
Fakty fakty jak mawiała moja babcia historyczka zacierając palce jak Żyd na targowisku. Cofnijmy się najpierw do czasów sprzed prohibicji. W XIX w. dostęp do narkotyków był powszechny (pomijając embarga na opium). Dawka morfiny kosztowała mniej więcej tyle co dziś nielegalna działka amfetaminy. Edukacja leżała i nie miała siły krzyczeć. Nawet ludzie elit twierdzili, że kokaina jest dobrym lekarstwem na wszystkie choroby od impotencji po raka. Problem narkomanii dotyczył jednak garstki tejże elity, mimo że zwykli ludzie, którzy mieliby perspektywy dzisiejszej emerytki żyjącej za 800 zł uznaliby je za świetlaną przyszłość – jest co jeść i ciepło – nie każdy miał wtedy tak dobrze.
Dzieci, które już od starożytności przeżywały okres buntu i konfliktu pokoleń i, jak to opisywał Ferenc Molnár w Chłopcach z Placu Broni, próbowały wszystkiego, mając narkotyki w zasięgu ręki (dzieci posyłano do apteki) jakoś nie ćpały tak jak dzieje się to dzisiaj.
Jak więc to wygląda dzisiaj? Spójrzmy na cztery współczesne problemy: młodocianych alkoholików, młodocianych narkomanów, dorosłych alkoholików i dorosłych narkomanów. Problem tych pierwszych i ostatnich jest wielokrotnie mniejszy niż pozostałych. Dostępność alkoholu i narkotyków jest de facto bardzo podobna.
Że sytuacja czarnego rynku narkotyków jest niemal identyczna jak sytuacja czarnego rynku alkoholu za czasów prohibicji, to chyba wszyscy widzimy.
Jak mawia Mariusz Max Kolonko, takie są fakty, teraz moja opinia w tej sprawie.
Po pierwsze. Człowiek dorosły przechodząc przez ulicę naraża się na przejechanie przez samochód, a pijąc alkohol naraża się na to, że zostanie pijakiem. Naraża się na to świadomy konsekwencji i w jego interesie jest, przechodzenie na zielonym świetle i picie z umiarem. Jeśli ktoś zapił się albo zabił, jest to jego wina i powinien teraz ponieść konsekwencje.
Po drugie. Co z dziećmi? Dziećmi przecież trzeba się zaopiekować, bo są małe. O ile fakt brania narkotyków przez Jasia Kowalskiego jest jakąś tam jeszcze tajemnicą, o tyle fakt picia alkoholu jest już tajemnicą poliszynela. Kiedy rodzice dowiadują się, że ich dziecko bierze narkotyki najczęściej jest już za późno. Raz, że dziecko boi się iść do poprawczaka i ukrywa się z narkotykami jak tylko potrafi, nawet przed rówieśnikami. Dwa, że rodzice zazwyczaj nie wiedzą jak wygląda człowiek po marihuanie, czy amfetaminie, bo skąd? Kiedy dziecko za dużo pije, a nawet jeśli pije okazjonalnie, rodzice błyskawicznie się o tym dowiadują. Bardzo bym chciał, żeby rodzice dowiadywali się o problemach swojego dziecka jak najwcześniej.
Podsumowanie? Mniejsza o kompozycję trójdzielną. Podsumujcie sobie sami.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz